Pasjonaci

Witam w to piękne piątkowe popołudnie (bynajmniej na Śląsku) i zapraszam na pierwszy artykuł z serii "Sportowe Wspomnienia"

 

Wydarzenie to miało miejsce 22 lutego 2003 roku podczas Mistrzostw Świata w Narciarstwie Klasycznym we włoskim Val di Fiemme. Był to pierwszy konkurs skoków na tych mistrzostwach (skoki odbywały się w Predazzo)  na skoczni o punkcie konstrukcyjnym K-120. Przed mistrzostwami do grona faworytów zaliczano : Svena Hannawalda, który do mistrzostw wygrał sześć konkursów Pucharu Świata, nasz Orzeł z Wisły Adam Małysz plasował się na 4 miejscu w klasyfikacji generalnej, ale przed mistrzostwami jego forma wyraznie zwyżkowała, więc polscy kibice czekali na ten konkurs z wypiekami na twarzy. Uważać też trzeba było na dwóch Japończyków Hideharu Miyahirę i Noriakiego Kasaiego. Liderem Finów z kolei miał być Matti Hautamaeki a inny Skandynawski naród Norwegowie również mieli swoje nadzieje. Słow kilka należy się dwóm innym zawodnikom - Martinowi Schmittowi, który miał bronić zdobytego w Lahti tytułu, jednak nie był wtedy w zbyt dobrej formie ale napewno wierzył że powalczy z najlepszymi. Warto wspomnieć ówcznesnego świeżo upieczonego Mistrza Świata Juniorów niespełna siedemnastoletniego Thomasa Morgensterna, który przebojem wdarł się do Austryjackiej kadry ( w Turnieju Czterech Skoczni zająl sensacyjne dziesiąte miejsce, a najlepszy występ zanotował w Oberstdorfie - 9 miejsce, jednak co doskonale wiemy najlepsze dla niego w sportowym życiu było przed nim, na dużej skoczni jednak nie wystąpił, za to na k-95 zająl dobre jak na juniora 16 miejsce.) Przejdzmy jednak już do samego konkursu, z pozostałych polaków jedynym który przebrnąl do "30" był Marcin Bachleda zwany niegdyś "Diabełkiem" 119 metrów było zupełnie przyzwoitym wynikiem. Emocje zaczęły się wraz ze skokiem niespełnionego mimo wszystko talentu norweskich skoków - Tommyego Ingebrigtsena - 129,5 metra było wynikiem pozwalającym być spokojnym o miejsce w czołówce, a może i nawet powalczyć o medal Mistrzostw Świata, z prowadzenia zluzował go dopiero Matti Hautamaeki, który skacząc 134 metry o metr pobił rekord skoczni niemieckiego kombinatora Ronniego Ackermana i został liderem z pewną przewagą. Nadszedł czas na duet japońskich Samurajów Noriaki Kasai skoczył 131 metrów i był za Finem z kolei za swoim rodakiem ze 130 metrową odległością plasował się Hideharu Miyahira. Nadszedł czas na naszego Mistrza, który wyrównał odległość Hautamaekiego ale moim zdaniem niesłusznie notami przegrał o pół punktu z reprezentantem Finlandii, mimo wszystko to zapewniało gorącą końcówkę drugiej serii. Z pierwszej trójki Pucharu Świata zawiedli Janne Ahonen i Andreas Widhoelzl, którzy już po pierwszej serii skreślili się z listy kandydatów do medali. Na deser pierwszej serii został Sven Hannawald, popularny "Hanni" chciał znów wygrać jednak już wtedy widać było u niego problemy z niewytrzymywaniem napięcia skoczył 129,5 metra i choć wielu uznałoby ten skok za dobry to jednak lider PŚ liczył na więcej, mimo to wciąż był w grze o medale gdyż plasował się na czwartym miejscu, przedzielając Japończyków.  Druga seria na początku nie zachwycała, z koszulką Mistrza Świata żegnał się Martin Schmitt (ostatecznie dopiero 21.) Nasz drugi reprezentant czyli Marcin Bachleda w drugiej serii skoczył tylko 112,5 metra i ostatecznie ukończył zawody na 27 miejscu, tuż za legendą gospodarzy Roberto Ceconem, który pomału żegnał się ze światem skoków (kto wie może jego syn Federico pójdzie w ślady Ojca i osiągnie choć część sukcesów swojego Taty), również podwójny sensacyjny mistrz olimpijski Simon Ammann nie powtórzył sensacji sprzed roku i zakończył zawody na 17 miejscu. Największe emocje miały dopiero nadejść z początkiem skoków pierwszej dziesiątki. Florian Liegl oddał skok na 129 metr i liczył że przesunie się z zajmowanej po pierwszej serii 9 lokaty ( swoją drogą Liegl niemal do maksimum wykorzystał fakt że mógl miec kombinezon z krokiem niemal w kolanach, gdy zmieniły się przepisy szybko skończył karierę). Szósty po pierwszej serii Ingebrigtsen przedłużył nadzieje na medal skacząc 131,5 metra w dobrym stylu, pozostało mu czekać co zrobią jego rywale. Nie przeskoczył go Hideharu Miyahira (130,5 metra) i przyszła kolej na Svena Hannawalda, doskonale pamiętam jak przed jego skokiem myślałem sobie, że pierwszy skok to wypadek przy pracy i dwójka Hautamaeki i Małysz zyska poważnego kandydata do walki o złoto. Jednakże, bardzo się wtedy pomyliłem "Hanni" skoczył jeszcze gorzej - 125 metrów skreślało go z marzeń nie tylko o złocie ale o jakimkolwiek medalu, zawody skończył na 7 miejscu. Na górze została już tylko trójka, na dole z kolei Ingebrigtsen liczył na choć jeden słabszy skok rywala, by móc zdobyć brązowy medal. Pierwszym z nich był niezniszczalny do dziś samuraj Noriaki Kasai, który w pięknym stylu skoczył co prawda metr krócej (130,5 metra) ale dzięki notom i przewadze z pierwszej serii był już pewny co najmniej brązu. Po nim na belce siadł faworyt "biało-czerwonych" Adam Małysz, oj wtedy mistrzostwo świata w komentowaniu zdobył pan Włodzimierz Szaranowicz któy gdy nasz Orzeł z Wisły mknął po rozbiegu mówił "zrób to dla siebie, dla nas dla wszystkich" słuchałem tego klęcząc niemal przed telewizorem i dmuchając w ekran z zaciśniętymi kciukami. Już po wyjściu z progu widać było, że będzie pięknie, ale moment gdy tak pewnie wylądował na 136 metrze bijąc rekord skoczni oszalałem ja , oszalała Polska, a w pubie u Bociana w Wiśle zapanowało szaleństwo. Równie emocjonalną sentencję przed skokiem lidera Mattiego Hautamaekiego wygłosił genialny tego wieczoru pan Szaranowicz "nie może tego skoczyć Hautamaeki, życzę mu tego poczekam przeproszę" dokładnie to samo myślałem ja i miliony rodaków. Bałem się spokoju w jego oczach, zachowaniu (Finowie słynęli z opanowania zimnej krwi) na dodatek był w wielkiej formie, ale po wylądowaniu już było wiadomo - ADAM MAŁYSZ mistrzem świata ( wiem nie ładnie się cieszyć z czyjejś porażki, ale sport to takie emocje, że czasem nie da się inaczej) co więcej Matti przyjął porażke z wielka klasą i spokojem a to cechuje największych sportowców. W ten pamiętny wieczór ciężko było zasnąć, jedna z wielu cudnych chwil jakie nam nasz mistrz zafundował. Wielu ludzi mówi, że niewarto tak to przeżywać, że i tak nic z tego nie mamy, co zawsze kwituje tym, że nie wszystko w życiu robimy dla korzyści, są rzeczy które można kochać za to że dają radość, takie chwile sprawiają dumę z bycia Polakiem.

 

pozdrawiam Piotr:)



Dodaj komentarz






Dodaj

Komentarze

Maciek, Dodany: 03.07.2015, 18:39
Oceniam to na 99 było by 100 ,ale zbyt długie. Ta poza tym było bardzo spoko. Może jest to długie ,ale bardzo ciekawe i t

© 2013-2024 PRV.pl
Strona została stworzona kreatorem stron w serwisie PRV.pl